Home | Polski Polski
Attached
Go back | Previous | Next

(Note: This page is available in Polish language only. If you would like it translated to English, please let me know. Sorry for the inconvenience)


Przedstawiamy Państwu polemikę dotyczącą polskiej terminologii stosowanej w mikroinformatyce. Jakub Tatarkiewicz i Paweł Wimmer poczynają sobie dosyć ostro, ale cóż – temat jest ważny...

Żart Tatarkiewicza

Bezpośredni impuls do napisania tego artykułu dał mi tekst Jakuba Tatarkiewicza w lipcowym numerze ENTER-a (strona 13) pod tytułem “Odpustowa makatka”.

Widuję J. Tatarkiewicza na co dzień, a w dodatku pomny jestem jego rodzinnych tradycji, więc rzeczony artykuł pięć razy przeczytałem, oczy trzy razy przetarłem i znak krzyża w powietrzu raz nakreśliłem, żeby po dłuższej chwili dojść do wniosku, że jest to przecież nic innego, jak tylko misterny prowokacyjny żart (jak prowokacja, to chciałoby się zagrzmieć: kto za tym stoi i komu to służy!) i przewrotny wSAD w dyskusję nad terminologią.

Przypuśćmy jednak, że wszyscy jesteśmy całkowicie pozbawieni poczucia humoru i weźmy na tapetę następujące zdanie:

Atleci wsiedli do wszystkich i pojechali na piaski góry Olimp, żeby walczyć o pomniki zwycięstwa.

Normalny człowiek powiedziałby raczej, że zapaśnicy wsiedli do autobusu (mikrobusu, omnibusu – niepotrzebne skreślić) ekipy i pojechali na olimpijskie areny, żeby walczyć o medale (trofea). Toż wyraz “omnibus” znaczy “dla wszystkich” od łacińskiego “omnis” (każdy). Wyraz “arena” to znowu “piasek”, a areną stał się po długiej historyczno-leksykalnej ewolucji, choć każdy zrozumie powód, który spowodował tę ewoluqę (czyli tzw. motywację wyrazu). W ten sposób można by się bawić z każdym zdaniem i każdym słowem.

Jak świat światem, każdy język podlegał ewolucji, a wyrazy zmieniały swoje znaczenie czy, co ważniejsze, wzbogacały się o nowe znaczenia. Taka jest bowiem natura języka. Słuchacze świetnych pogadanek profesora Miodka mają nieraz okazję prześledzić, jak dziwnymi drogami chadzają ludzkie skojarzenia i jak ciekawą dyscypliną jest etymologia.

W czasach starożytnego Lupusa, czyli gdzieś na przełomie 1989 i 1990 roku, jedna z tłumaczek robiących newsy przetłumaczyła wyraz “driver” jako “kierowca”. No cóż, zrobiła to zgodnie z zasadami sztuki, posługując się być może słownikiem z owego krytycznego 1978 roku, tego samego, w którym pojawiło się wspomiane wydanie encyklopedii PWN. Głowę daję, że w żadnym słowniku języka angielskiego z tego okresu nie istnieje interesujące nas znaczenie. Jest kierowca, woźnica, poganiacz, nawet koło napędowe, ale “drajwera”, jako żywo, nie ma. I możemy się sprzeczać, czy “driver” to “driver”, “drajwer”, “sterownik”, czy też “program sterujący”, lecz chodzi tu przecież o semantykę słowa, a nie jego formę.

Jeśli zaczniemy się przymierzać do definicji zawartych w dziełach sprzed kilkunastu lat, to zawsze “edycja ikony aplikacji” będzie “wydaniem na tkaninie ozdobnego wzoru o treści religijnej”. Jeśli sięgniemy jeszcze dalej w czasie, to dowiemy się, że “koń, jaki jest, każdy widzi”, a arena będzie nie areną, lecz piaskiem. Lecz gdy trzymać się będziemy współczesności, określenie “driver” będzie zrozumiałe dla każdego, kto ma cokolwiek wspólnego z komputerem osobistym. Nie chcę stworzyć wrażenia, że nie obchodzi mnie cywilizowana forma polszczyzny. Wręcz przeciwnie, do szału doprowadza mnie nieraz terminologia i stylistyka (a nawet ortografia) literatury informatycznej. Ale nie uważam, aby zasadne było trzymanie się przestarzałych znaczeń słów, gdy życie stworzyło już nowe, coraz bardziej zakorzeniające się w potocznej świadomości. Choćby w świadomości osób stykających się na co dzień z komputerem.

Piotr Kakiet’s drawing
Siła naturalnego powstawania terminologii jest tak wielka, że dekrety niewiele tu pomogą. Ten fakt można tylko skonstatować, ale w zasadzie nie można go zmienić. Gdy w artykule “Nomenklatura” optowałem za powstaniem gron kompetentnych osób, które byłyby w stanie stworzyć podwaliny właściwej terminologii komputerowej (przede wszystkim dla Windows), to było to spowodowane obawą przez anarchizacją samych podstaw, która byłaby katastrofą. Ujednolicenie podstaw dałoby bowiem racjonalny początek swobodnemu kształtowaniu się terminologii “szczegółowej”.

W konkluzji mogę tylko stwierdzić, że odpustowa makatka ma jednak bardziej współczesne znaczenie i nie trzeba sięgać w interpretacjach tak daleko, jak sugeruje Jakub Tatarkiewicz.

Paweł Wimmer

Nie chcę tej głowy...

Jak powiedział Prezydent “Nie chcem, ale muszem”. Paweł Wimmer, wezwany przeze mnie do tablicy w lipcowym numerze ENTER-a, miast ustosunkować się konstruktywnie do zarzutu niekompetencji językowej, znowu zabawia Czytelników, mizdrząc się i puszczając do nich oko.

Cieszy mnie, że Paweł Wimmer docenił translatorskie tradycje mojej rodziny. Dla niewprowadzonych Czytelników krótka informacja: moja Babka, Teresa Tatarkiewiczowa, była zawodową tłumaczką języka angielskiego – wraz ze swoją kuzynką, Anielą Zagórską, przetłumaczyły prawie wszystkie dzieła Conrada (z jego błogosławieństwem!). Moja Matka jest zaś tłumaczką języka francuskiego. Nic więc dziwnego, że od najwcześniejszego dzieciństwa wychowywałem się wśród słowników oraz ludzi, którym nieobce były zmagania z materią obcego słowa. To tyle o rodzinnych tradycjach.

To zaś, co proponuje Paweł Wimmer, dając nieopatrznie w zamian swoją głowę, to nic innego jak młodzieńcza dezynwoltura. Tak się przypadkowo składa, że wśród odziedziczonych po Babce słowników posiadam Webster’s Intermediate Dictionary z roku 1977, jako żywo pasujący do “owego krytycznego roku 1978”. Pod hasłem driver możemy tam m. in. znaleźć określenie: “3 : a tool... for driving”. Patrząc zaś pod hasłem drive odnajdujemy wyjaśnienia: “3 : to set or keep in motion (drive machinery by electricity). 4 : to carry through strongly”. Jeśli Paweł Wimmer w dalszym ciągu twierdzi, że określenia te NIE pasują do polskiego słowa sterownik, to powinien, by znowu zacytować innego mieszkańca Belwederu, “kanarków doić”, a nie tłumaczyć programy...

Nb. w cytowanym przeze mnie słowniku języka polskiego słowo sterownik występuje z wyjaśnieniem: “cybern. część układu sterowania, która otrzymuje informacje o zmianach zachodzących w zjawiskach od receptorów, ocenia te informacje i wywołuje odpowiednie działanie efektorów”. Nic dodać, nic ująć!

Na koniec publicznie oświadczam, że nie interesuje mnie głowa Pawła Wimmera – nie sądzę zresztą, by był to chodliwy towar.

Czytelnikom, którzy konstruktywnie zareagowali na mój tekst, przesyłając dyskietki, serdecznie dziękuję, wyrażając nadzieję, że kolejne spolszczenia programów będą dzięki temu lepsze!

Kuba Tatarkiewicz

Baba o zupie...

Piotr Kakiet’s drawing
Nieporozumienie goni nieporozumienie. Pozwalam sobie jeszcze na parę słów komentarza do wypowiedzi Jakuba Tatarkiewicza, gdyż miała ona charakter bardziej osobistej wycieczki niż merytorycznej dyskusji.

1. Nie czułem się wezwany do tablicy, wbrew temu co mówi JT, gdyż mój artykuł “Nomenklatura” był ogólny i nie wyszczególniał konkretnych problemów translatorskich. Był zbiorem generalnych refleksji i obaw. Zatem nie było podstaw do wzywania. “Odpustowa makatka” tylko wymienia moje nazwisko, ale nie formułuje zarzutów.

2. Artykuł “Żart Tatarkiewicza” był wyrazem mojej niezgody na sięganie “do Adama i Ewy” w konstruowaniu terminologii komputerowej, co postuluje artykuł “Odpustowa makatka”, a nie reakcją na hasło “Wimmer, wystąp!”. W dalszym ciągu uważam, że należy się trzymać bardziej współczesności, a mniej etymologii, co starałem się uzasadnić sprowadzeniem do absurdu metody postulowanej przez JT. Takie mam poglądy. Wolno mi!

3. Definicja hasła driver, cytowana przez JT, jest zbyt ogólna. Twierdzenie, że obejmuje ona również sterowniki w programach dla komputerów osobistych jest nadużyciem, a co najmniej naciągnięciem tej definicji. Podobnie jak i definicji “sterownika” w słowniku języka polskiego. (Nic dodać? Dodać, i to sporo! Po prostu konkretną definicję, wyrażoną explicite).

4. Na moją nieszczęsną głowę zgłosiło już dawno popyt parę bliskich mi osób. Większa chodliwość jest zbyteczna. A że “znów bawię Czytelników”? No cóż, przepraszam wszystkich, ale taki mam sposób bycia – trochę luzu, ciut nonszalancji i przekonanie, że życie jest zbyt smutne, żeby być ciągle serioznym.

W konkluzji: jedyny konkretny zarzut JT (w artykule “Nie chcę tej głowy...”) wobec moich wypowiedzi dotyczy ubocznego wątku, a nie meritum sprawy. I jest to właściwie jedyny punkt styczny z moim artykułem. Zabrakło mi natomiast ustosunkowania się do mojego (merytorycznego!) sprzeciwu wobec przedstawionej metody.

Ergo – patrz tytuł.

PS. Jeśli JT uzna za stosowne zmiażdżyć mnie w następnym artykule, obiecuję nic już nie odszczekiwać, gdyż Czytelników szlag trafi na to wałkowanie tematu. Zareaguję jedynie na zarzut, że morduję podwórkowe koty.

A dyskusja o terminologii jest konieczna, jeśli chcemy rozmawiać wspólnym językiem, a nie jak gęś z prosięciem.

Paweł Wimmer

Źródło: “Enter,” Link points to external site magazyn komputerowy, nr 9/92 (19), str. 14-15



  Previous | Next
Page added on 27th March 2003.

Copyright © 2002-2005 Marcin Wichary
Printable version | Contact | Site map