Home | Polski Polski
Attached
Go back | Previous | Next

(Note: This page is available in Polish language only. If you would like it translated to English, please let me know. Sorry for the inconvenience)


Komputeryzujemy się [10/87]

Piotr Kakiet’s drawing
Na odpowiedzialność “Sztandaru Młodych” podaliśmy w tej rubryce informację, że Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego postanowiło skomputeryzować się “za pomocą małych Meritum, mających z mikrokomputerami taki sam związek jak liczydła”.

Z zamieszczonej obecnie w “Sztandarze Młodych” odpowiedzi doradcy ministra wynika, że to co gazeta napisała, a my powtórzyliśmy, to równocześnie prawda i nieprawda. Prawdą jest mianowicie, że ministerstwo zakupiło w ubiegłym roku kilka sztuk Meritum. Nieprawdą jest, że sądziło, iż kupuje komputery: “Można zaryzykować twierdzenie, iż w okresie przejściowym zastępują one z powodzeniem liczydła. Nie ma to nic wspólnego z programem komputeryzacji naszego ministerstwa” – wyjaśnia doradca ministra. Na co z kolei “Sztandar Młodych” odpowiada, że w takim razie mogło sobie ministerstwo kupić kalkulatory typu “Bolek”, 30 razy tańsze.

Zrelacjonowaliśmy tę dyskusję i zrobiło nam się przykro. “Ciszej nad tą trumną” – miałoby się ochotę powiedzieć, słuchając o nieszczęsnym Meritum, które – tak jeszcze w końcu niedawno to było – zapowiadano jako narzędzie powszechnej edukacji komputerowej w polskim szkolnictwie...

* * *

“Plany realizacji centralnych programów badawczo-rozwojowych z dziedziny informatyki, które otrzymaliśmy w latach 1985-1986, były szczególnie złe i niedopracowane” - powiedział “Rzeczypospolitej” dr Jerzy Dyczkowski z Urzędu Postępu Naukowo-Technicznego i Wdrożeń. – “Ostatecznie projekt opracowania standardowego programu użytkowego nie może być traktowany jako praca badawczo-rozwojowa. Maksymalnie przedłużono terminy zakończenia realizacji przyjętych zobowiązań, drastycznie natomiast zawyżono ceny. Mieliśmy przypadki, że ten sam projekt oferowano do odbioru w listopadzie 1990 r. i wyceniono na 90 mln zł., a u innego wykonawcy pod koniec 1986 r. kosztował on 9 mln zł.

Niestety, przyzwyczailiśmy się robić długo, drogo i źle.”

* * *

“Ogólnie można powiedzieć – jest źle” – to z artykułu Magdy Sowińskiej w “Trybunie Ludu” o polskiej elektronice. – “Nie udało się uzyskać zakładanego w programie elektronizacji wyprzedzenia w przyroście produkcji bazy podzespołowej, niezbędnej dla harmonijnego rozwoju techniki obliczeniowej, telekomunikacji, urządzeń automatyki, aparatury pomiarowej, sprzętu powszechnego użytku.”

“Nie produkujemy odpowiednich maszyn i urządzeń technologicznych dla przemysłu elektronicznego, a te, które tam pracują, mają średnio 15 lat. Dla przykładu w liczących się firmach światowych średni wiek produkcyjny urządzeń technologicznych oscyluje w granicach trzech lat.”

“Wskaźnik odnawialności wyrobów kształtował się średnio w granicach 5 proc. (na świecie średnio 20-25 proc.). Nie trzeba tłumaczyć, jaki to ma wpływ na możliwości znacznego wzrostu eksportu polskich wyrobów.”

“Z programem elektronizacji wiąże swoje nadzieje, perspektywy zawodowe, młode pokolenie. Dla nich rozwój elektroniki oznacza rozwój w ogóle. Tej gotowości do działania młodego pokolenia nie można zaprzepaścić, a tak się stanie, gdy zapowiedzi będę rozmijały się z rzeczywistością.”

* * *

To samo innymi słowami pisze prof. Bogdan Galwas z Politechniki Warszawskiej w “Przeglądzie Tygodniowym”:

“W świadomości naszych obywateli ugruntowują się dwa przeświadczenia: – elektronika na świecie rozwija się w szalonym tempie, w krajach rozwiniętych mieszkańcy wykorzystuję w życiu codziennym poza telefonem, radiem, telewizorem kolorowym także urządzenia wideo, gramofony typu compact, odbiorniki telewizji satelitarnej, komputery domowe, kuchnie mikrofalowe. Obecność tych urządzeń na rynku i w mieszkaniach stała się synonimem wysokiego rozwoju i dostatku;

– krajowy przemysł elektroniczny dostarcza sprzętu przestarzałego, o kiepskiej jakości, w niewystarczających ilościach, a nowe generacje sprzętu można kupić tylko za dolary (co można kupić za dolary, każdy widzi w Pewexie), na założenie telefonu trzeba czekać 15 lat. Wniosek: żyjemy w kraju nierozwiniętym, zacofanym, a brak ruchu do przodu na rynku elektronicznym kojarzy się z brakiem ruchu w ogóle.

Powyższe rozumowanie jest bardziej powszechne niż uproszczone. Można je także odwrócić. Rozwój przemysłu elektronicznego owocujący:

– pojawieniem się na stale w sklepach telewizorów kolorowych,

– pojawieniem się nowych urządzeń elektroniki domowej,

– pojawieniem się tanich komputerów,

– skróceniem okresu oczekiwania na telefon do 5 lat,

– pojawieniem się nowego rodzaju usług telekomunikacyjnych

będzie odbierany jako ruch do przodu, jako symptomy rozwoju i unowocześniania kraju (...) Najsilniej i najszybciej odczuje tę poprawę młodzież. Można ją porwać do pracy w nowoczesnych, skomputeryzowanych przemysłach, do pracy, której nie są w stanie podjąć ich rodzice (zbyt późno zasiedli przed klawiaturą komputera). Można tą drogą przekonać ich, że budują kraj nowoczesny (...) Nie jestem specjalistą od propagandy, ale wiem, że słowa nie są w stanie zastąpić faktów.”

* * *

Faktem zaś jest, że tylko pod jednym względem mamy przewagę. “Skromny urzędnik z Berlina Zachodniego operując klawiszami przelał na swe konto 1,5 mln marek.” “Specjalny wydział policji zwalcza plagę włamań do komputerów” – donosi “Express Wieczorny”. Inne gazety też opisują rozpowszechnione na Zachodzie “oszustwa komputerowe” popełniane przez nieuczciwych programistów nakazujących np. maszynie, by przy każdej operacji finansowej odprowadzała pensa czy centa, słowem – grosik, na konto autora programu, z czego po jakimś czasie urasta fortuna. Otóż “u nas ten numer nie przejdzie”, jak zauważa słusznie Mieczysław Ustrzycki na łamach “Nowin Rzeszowskich”. Nie dlatego, by wśród naszych programistów nie mógł znaleźć się podobny spryciarz. Dlatego natomiast, że tylko u nas panuje osobliwa praktyka: “Po pewnym czasie zdublowana informacja zostanie zauważona przez czujne oczy odpowiedniego urzędnika, którego zadaniem będzie... kontrola obliczeń dokonywanych przez komputer”.

“Rodzima biurokracja też się na coś przydaje” – brzmi konkluzja autora.

Nie dajemy się także innym komputerowym przestępcom. “Włamanie do banku z koltem w ręku to już historia znana tylko z westernów – pisze Jerzy Janiec w “Sztandarze Młodych”. – W dobrym tonie jest dzisiaj przełamanie sieci komputerowej i zrabowanie pieniędzy bez ruszania się z domu. Dokonanie takiego przestępstwa jest u nas jednak zupełnie niemożliwe, co wcale nie świadczy o wyższości naszych banków. Po prostu nie istnieje sieć, do której można by się włamać”.

NIEISTNIENIE CZEGOŚ, DO CZEGO MOŻNA BY SIĘ WŁAMAĆ, to pewnie ostatni, jaki nam pozostał, powód dobrego samopoczucia.

(J.R.)

Źródło: “Komputer,” popularny miesięcznik informatyczny, nr 10/87 (19), str. 10



  Previous | Next
Page added on 3rd February 2003.

Copyright © 2002-2005 Marcin Wichary
Printable version | Contact | Site map